Szymanski ze Złotą Piłką?

sport.se.pl
Zapewne większość z Was klikając w link artykułu, spodziewała się, że będę stawiał dość ryzykowną tezę o wielkich szansach Sebastiana Szymańskiego z Legii Warszawa na Złotą Piłkę w najbliższych kilkunastu latach. Talentu nastoletniego pomocnika Wojskowych nie kwestionuję, ale ten tekst będzie zupełnie o czymś innym. O czymś, co może dotyczyć każdego z nas, wydarzyć się w Waszej rodzinie lub wśród Waszych bliskich. Kilka dni temu na Twitterze, jedna z osób, którą obserwuję (niestety nie mogę przypomnieć sobie kto), dała "RT" lub zalajkowała post o kilkuletnim zdolnym piłkarzu z Anglii, chłopaku o swojsko brzmiącym nazwisku, jakie noszą nasi kuzyni, sąsiedzi, nauczyciele itd. Migracja + sport. Ile mają wspólnego? Jak migracja Polaków w ostatniej dekadzie, zmienia i może zmienić sportowy świat, głównie piłkarski? Postaram się w pewnym stopniu odpowiedzieć na te pytanie bez zbędnego uciekania w liczby, historię itd.


Młodym człowiekiem, bez którego nie powstałby ten tekst, okazał się ośmioletni Oskar Woźniczka, wychowanek Polish Football Acedemy z siedzibą w Leeds. Akademia założona przez Polaków na angielskiej ziemi w niedalekiej przyszłości może stać się prawdziwą kuźnią talentów. Ośrodek na dobrą sprawę funkcjonuje niespełna rok, a już może pochwalić się pierwszymi sukcesami. Wspomniany Oskar Woźniczka trafił pod skrzydła dziecięcej sekcji słynnego Leeds United A.F.C., wcześniej nasz młody rodak znalazł się w orbicie zainteresowań samego Manchesteru City F.C.! Na witrynie internetowej Polish Football Acedemy możemy przeczytać, że dzieci Polaków mieszkających w Anglii lgną do trenowania piłki nożnej. Wspaniały "news"! Wybiegnijmy lekko w przyszłość, Polki są najczęściej rodzącymi kobietami wśród nacji będących w Anglii imigrantami. Za kilka-kilanaście lat akademie piłkarskie na wyspach mogą przeżyć prawdziwy szturm dzieciaków, w których żyłach będzie płynęła polska krew. Jakie to będzie miało bezpośrednie przełożenie na losy naszej Reprezentacji? Pewnie to Was ciekawi najbardziej. Nie oszukujmy się, część z nich, których zbiorczo nazwę "Szymanskimi" (trochę od Alexandra Szymanowskiego z Leganes) wybierze grę dla swoich nowych ojczyzn, w tym przypadku Anglii. Zapewne urodzonych już na Wyspach trudniej będzie "ściągnąć" do Reprezentacji Polski, szczególnie gdy tylko jednym z rodziców będzie Polak albo Polka. Nie należy się oburzać, w sporcie jak w życiu uczciwość jest bardzo ważna. Wielu przyszłych wychowanków polskich szkółek piłkarskich w Anglii będzie czuła coraz mniejszą więź z ojczyzną przodków. Część z nich większość życia spędzi w Anglii, skończy tam szkołę, znajdzie swoją drugą połówkę. Bliżej im będzie do Reprezentacji Anglii (szerzej każdego innego państwa, w którym znajduje się liczna Polonia), można jednak w tym doszukiwać się czegoś pozytywnego. Miło będzie za kilkanaście lat usłyszeć, że piłkarz o polskich korzeniach strzela zwycięskiego gola w finale Pucharu Anglii albo wykorzystuje decydującą jedenastkę dla Anglii w ćwierćfinale Mistrzostw Świata. Angielski "Szymanski" ze Złotą Piłką? Kto wie!

Koniec siania paniki! Po pierwsze statystyka, zwyczajnie nie wszyscy z potomków polskich imigrantów przełomu XX i XXI wieku wybiorą grę dla nowych ojczyzn. Ważne jest tło opuszczenia ojczyzny. Polacy przez lata migrowali z powodów politycznych, nie wnikając w politykę, Polska nie jest i nie była w ostatnich latach krajem zrujnowanym przez wojnę — m.in. z tego powodu Polskę opuścił dziadek Paolo Dybali, Polska wreszcie nie jest państwem, które zabiera paszporty, na ulicach Gdańska, Poznania i Radomia czołgi nie strzelają do ludzi itd. W dobie Internetu, rozwiniętego transportu lotniczego, social media, kontakt potomków polskich imigrantów z Polską nie jest w żaden sposób utrudniony. W XIX wieku Polak opuszczający ziemie polskie (jeszcze te całe zabory nam krwi napsuły:(() tracił zapewne 99% więzi z ojczyzną, dziś taki problem nie istnieje. Wreszcie Reprezentacja Polski rozwija się z każdym rokiem, jeśli nie dojdzie do jakiegoś nieoczekiwanego tąpnięcia formy Biało-Czerwonych, Kadra będzie przyciągała młodych graczy, którzy wychowają się sportowo poza granicami naszego kraju. Pozostaje trzymać kciuki za młodych piłkarzy o polskich korzeniach grających w Anglii, Holandii, Norwegii itd. Być może już niedługo doczekamy się "naszego" Kyliana Mbappé, który jak pisał na Twitterze Mateusz Święcicki, był już jako dziecko obsypywany ofertami od potężnych klubów i koncernów sportowych.

Sport nie kończy się na piłce nożnej. Urodzeni na przełomie lat 80. i 90. dobrze znają negatywną stronę tej tezy. Dorastanie w czasach, w których rywalizacja Reprezentacji Polski w piłkę nożną ze Szwecją albo Czechami oznaczała sportowe zmielenie Biało-Czerwonych, nie było łatwe. Szczęśliwie piłkarską posuchę wypełniały inne dyscypliny, radości dostarczali nam: Adam Małysz, Piotr Gruszka i Mariusz Wlazły z kolegami, Artur Siódmiak i Karol Bielecki z kolegami, Małgorzata Glinka i śp. Agata Mróz z koleżankami, pływacy, lekkoatleci, Robert Kubica i wiele innych wybitnych postaci świata sportu. Właśnie! À propos sportowego życia Polaków za granicą i wspomnianych Gruszki i Wlazłego oraz pozytywnej strony słów: "świat nie kończy się na piłce nożnej". Niespełna dwa tygodnie temu IBB Polonia Londyn — drużyna oparta na Polakach i polskiej myśli trenerskiej pokonała Sheffield Hallam 3:1 w finale Pucharu Anglii w siatkówkę mężczyzn. Polak potrafi! Chwalebny przykład siatkarzy pokazuje, że polska Polonia wnosi do nowego miejsca zamieszkania niewymierny sportowy kapitał. Umiejętności, tradycję, naturalny talent. Być może za kilkanaście lat to Polacy rozkręcą totalnie zapuszczoną w Anglii piłkę ręczną. Dodajmy do tego tytułowych piłkarskich "Szymanskich", sporty zespołowe za 15-20 lat w Anglii oparte o polską krew i myśl? Kto wie!

Renesans polskiej piłki nożnej nastał wraz z wyborem Adama Nawałki na selekcjonera Reprezentacji. Nie byłoby historycznego 11. miejsca w rankingu FIFA, gdyby nie postać napastnika kompletnego, gracza światowego formatu — Roberta Lewandowskiego. Dlaczego o tym wspominam? A no dlatego, że przyszli "Szymanscy" będą musieli kiedyś określić się "gram dla Polski albo nie". Statystyka podpowiada, że nie wszyscy zdecydują się reprezentować biało-czerwone barwy. Dobitnie pokazuje to przykład turecki i indywidualne wybory Nuri Şahina (wybrał grę dla Tucji) oraz Ilkaya Gündogana (wybrał grę dla Niemiec). Jeszcze dekadę temu ciężko było znaleźć coś pozytywnego w polskiej piłce nożnej, co sięgałoby daleko poza granice naszego kraju. Problemy korupcyjne, nieudane przygody z "Levadiami", burdy na trybunach, zaniedbane stadiony. Polska piłka nożna sensu largo zmienia się na lepsze, szczytowy moment korupcji miejmy nadzieję, że mamy już za sobą, Legia Warszawa przełamała niemoc polskich klubów w eliminacjach Ligi Mistrzów, udało się powstrzymać większe problemy na trybunach, wreszcie Ekstraklasa doczekała się pięknych stadionów. "Szymanskim" (oraz nie oszukujmy się ich rodzicom) pomoże to w przyszłości wiązać swoją piłkarską przyszłość z biało-czerwonymi barwami. Reprezentacja Polski nie jest już piłkarskim Trzecim Światem. W 2018 roku czekają nas Mistrzostwa Świata w Rosji, na które najprawdopodobniej awansujemy bez większych problemów. Turniej będzie kolejną okazją do kontynuowania rozwoju polskiej piłki nożnej w wydaniu reprezentacyjnym. Jeszcze niedawno młody chłopak, mając do wyboru grę dla Reprezentacji Holandii lub Anglii a Polski w 8 na 10 przypadków zapewne wybrałby którąś z dwóch pierwszych. Piłkarski świat zmienia się, jeśli nie zboczymy z obranego kursu przed naszą Kadrą naprawdę ciekawa przyszłość. Robert Lewandowski, Arkadiusz Milik, Piotr Zieliński — piłkarze światowego formatu, dwaj ostatni mający najlepsze lata cały czas przed sobą. Wreszcie doczekaliśmy się graczy, do których może odwołać się młody chłopak mieszkający w Leeds lub Utrechcie, szukać inspiracji, podobnej drogi we własnej karierze. Jeszcze 10 lat temu mieliśmy piłkarzy jednych eliminacji, dziś zawodników na długie lata, prawdziwych idoli. Bez wątpienia część potomków polskich imigrantów wybierze za kilka lat grę dla Reprezentacji Polski m.in. chcąc grać w jednej drużynie z Milikiem, Zielińskim, Linettym, Lipskim.

espnfc.com

Tak się składa, że spora część Polaków przeniosła się do państw, które w ostatnim (krótszym albo dłuższym) czasie znalazły się w piłkarskim dołku. W niewielkiej Holandii mieszka spokojnie te 250 000-300 000 naszych rodaków. Reprezentacja Oranje wyraźnie obniżyła loty. Medaliści Mistrzostw Świata z 2010 i 2014 roku nie zakwalifikowali się na Euro 2016 we Francji. Najprawdopodobniej przed holenderskimi kibicami kolejny cios prosto w pomarańczowe serce. Spas Delew (Ekstraklasa rulez) 25 marca w pojedynkę pogrążył Holendrów w meczu eliminacyjnym Mistrzostw Świata 2018 w Rosji, Bułgarzy zwyciężyli na własnym stadionie 2:0. Wicemistrzowie Świata z 2010 roku plasują się dopiero na czwartym (!) miejscu w grupie, tracąc do prowadzącej Francji już 6 punktów. Przed Holendrami jeszcze m.in. wyjazdowy mecz z Trójkolorowymi na przełomie sierpnia i września. Czy do tego czasu Oranje wrócą na poziom z lat 2010-2014? Wątpię. Problemem jest marazm i brak odpowiedniej jakości graczy wchodzących do reprezentacji. Wrodzona błyskotliwość została zastąpiona przez poprawność. Obecnie jedynym holenderskim piłkarzem, którego można uznać za przedstawiciela najwyższej półki, jest... 33- letni Arjen Robben. Kolega Lewandowskiego z Bayernu wciąż ma za szybką dla większości obrońców lewą nogę, w każdym meczu schodzi z prawego skrzydła do środka i zasypuje groźnymi strzałami bramkę rywala. Niestety sam Robben to za mało, tym bardziej Robben 33-letni, ostatni wielki turniej, na którym mógłby realnie pomóc kolegom z reprezentacji, najprawdopodobniej Holendrzy oglądną przed telewizorami. Holenderski marazm, Memphis Depay nie okazał się nowym Robbenem, Vincent Janssen nowym van Persie, a Davy Klaassen raczej nie będzie nowym Sneijderem. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja w obronie. Pomijając notoryczne kontuzje wśród holenderskich defensorów, zwyczajnie nie ma tam odpowiedniej jakości. Holandia przez lata uchodziła za reprezentację, której piętą Achillesa była gra obronna. Dziś sytuacja jest na tyle krytyczna, że w kraju tulipanów tęsknią za Jorisem Mathijsenem lub Khalidem Boulahrouzem z najlepszych lat kariery, którzy przecież nigdy nie byli obrońcami światowego formatu.

Jeszcze więcej Polaków przeniosło się do Wielkiej Brytanii, którą dla potrzeb tego tekstu ograniczymy głównie do Anglii. Właśnie... Anglia... kolebka europejskiej piłki nożnej. I co? I nic. Zaryzykuję stwierdzenie, że Anglicy są najbardziej przereklamowaną piłkarsko nacją w Europie. Jasne, mają świetną dla oka ligę, której głównym komponentem są wielkie pieniądze, ale nawet one ostatnio wymiękają w Lidze Mistrzów w starciu z klubami niemieckimi i hiszpańskimi. Kibice Arsenalu rok w rok przeżywają traumę w okolicach 1/8 Champions League, Liverpoolu wspominają 2005 roku, Manchesteru United zastanawiają się, czy 200 mln Funtów wydane kolejnego lata wystarczy na powrót do europejskiej elity, sympatycy Manchesteru City wciąż czują kompleks braku sukcesu w Lidze Mistrzów, nieco lepiej wygląda sytuacja fanów Chelsea Londyn... Żeby nie było jednak za pięknie — dwie uwagi. Zgadza się, Conte poukładał Londyńczyków, zbudował drużynę dominującą w Premier League i pewnie zmierzającą po tytuł mistrzowski, ale pamiętajmy, że The Blues nie grali w tym sezonie w europejskich pucharach. Nie dzielili sił fizycznych, przygotowania mentalnego, czasu na regenerację pomiędzy rozgrywki krajowe a prestiżowe mecze w Europie. W niedawnym meczu przeciwko Manchesterowi City (wygranemu przez Chelsea 2:1) w wyjściowym składzie Londyńczyków wybiegł tylko jeden Anglik. Być może to najlepiej pokazuje kondycję angielskiego footballu - "im mniej Anglików w składzie tym łatwiej o sukces"? Skupmy się jednak na Reprezentacji Anglii. Ostatni sukces na dużej imprezie międzynarodowej Anglicy odnieśli w 1996 roku. Brąz na Mistrzostwach Europy wywalczony na własnych stadionach, tyle zdobyli Synowie Albionu na boiskach przez ostatnie 20 lat. Główny problem Reprezentacji Anglii? Pompowane baloniki, które pękają chwilę przed pojawieniem się kolejnego. Zbawcami Anglii mieli okazać się: Shaun Wright-Phillips, Theo Walcott, Ashley Young, Aaron Lennon, Jack Wilshere, Alex Oxlade-Chamberlain... i wielu, wielu innych. Obecnie Anglicy lepszego jutra wyglądają za sprawą Raheema Sterlinga i Dele Alliego. Czy nowe-młode gwiazdy przełamią stereotyp "angielskiego talentu" i poprowadzą Synów Albionu do sukcesu na arenie międzynarodowej? Wątpię. Reprezentacja Anglii ma nad sobą szklany sufit, nie przełamała go, mając w pomocy Francka Lamparda i Stevena Gerrarda, w obronie Rio Ferdinanda i Ashley Cole'a, dziś próżno szukać piłkarzy takiej klasy w drugiej i trzeciej linii Anglików.

Holandia i Anglia są idealnymi miejscami dla potomków polskich imigrantów do rozwijania swoich piłkarskich umiejętności. Świetnie zaplecze know-how, bazy treningowe, wielkie kluby... Być może za 15-20 lat doczekamy się liderów w kadrach Holandii i Anglii, w których żyłach będzie płynęła polska krew. Holenderski "Szymanski" będzie nazywany "Pools Robben". Angielscy kibice będą skandowali "Polish King". Los niekiedy pisze nietuzinkowe historie, może to właśnie potomek polskich imigrantów przełamie marazm w holenderskiej kadrze lub przełamie szklany sufit ciążący od lat nad Synami Albionu. Wspomniałem, że nie wszyscy wychowankowie zachodnich szkółek piłkarskich będą czuli większy związek z ojczyzną przodków. Prawa demografii oraz indywidualne wybory sprawią, że już za kilkanaście lat wśród reprezentantów Holandii i Anglii w piłkę nożną łatwo będzie można odnaleźć akcenty polskie (w sensie dosłownym i przenośnym).

Czy doczekamy się "Szymanskiego" ze Złotą Piłką? A może wcześniej to prestiżowe trofeum powędruje w ręce Roberta Lewandowskiego? Wczoraj w Monachium los wystawił na deskach Allianz Arena akt pierwszy świetnego przedstawienia. Bayern osłabiony brakiem Lewandowskiego (Robert w niedawnym "der Klassiker" z Borussią Dortmund nabawił się urazu barku) nie poradził sobie w starciu z Realem Madryt. Królewscy zwyciężyli 2:1 i są zdecydowanymi faworytami w wyścigu o półfinał Ligi Mistrzów. Akt drugi rozegrany zostanie w madryckim teatrze — Estadio Santiago Bernabéu, 18 kwietnia głównym aktorem przedstawienia może okazać się właśnie Robert Lewandowski. Bawarczycy będą musieli gonić wynik, nie będzie miejsca na kalkulowanie, idealny scenariusz dla Lewego, aby w wielkim stylu wrócić do składu Bayernu i na długo oczarować piłkarski świat. Andrzej Twarowski na Twitterze wielokrotnie przekonywał, że końcowy sukces w Lidze Mistrzów będzie warunkiem niezbędnym dla tryumfu Lewandowskiego w najbliższym plebiscycie Złotej Piłki. Zwycięstwo Bayernu Monachium na Millennium Stadium w finale Champions League po ćwierćfinałowym przełamaniu Realu w Madrycie przy pierwszoplanowej roli Lewego... to byłoby coś! Poczulibyśmy zapach Złotej Piłki nad Wisłą.

sport.se.pl

Wracając do "Szymanskiego", choć trudno pisać o jasnych stronach polskiej piłki nożnej bez odwołań do kariery Roberta Lewandowskiego, przed nami nowy etap w historii kibicowania nad Wisłą. Bardzo ciekawy. W Polsce ciężko znaleźć młodego człowieka w wieku 18-30 lat, który nie miałby osób w rodzinie lub wśród bliskich, które w ostatniej dekadzie postanowiły rozpocząć nowy etap w życiu poza granicami naszego kraju. Syn Twojego dalekiego kuzyna spod Koszalina lub kolegi z podstawówki — króla gry w "Warszawę" może być takim "Szymanskim". Czy Złota Piłka "Szymanskiego" okaże się jedynie hiperbolą (szybka powtórka przed maturą — wyolbrzymieniem elementu sytuacji)? Poczekamy, zobaczymy. Jedno jest pewne, potomkowie polskich imigrantów ostatniej dekady będą w najbliższych 15-20 latach wchodzić w wiek, w którym odnosi się największe piłkarskie sukcesy. Nieraz i nie dwa złapiemy się za głowę, widząc kapitalną bramkę strzeloną przez zawodnika o swojsko brzmiącym nazwisku.
Paolo Dybala we wtorek strzelił dwie bramki Barcelonie w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Jego dziadek też był imigrantem z Polski, a historia lubi się powtarzać.

@NaPerro        

Komentarze