Śledź czy schabowy? Dziękuję, wolę mistrzostwo


Wczoraj, jeden z uczestników programu dla zdolnych kulinarnie dzieciaków, ugiął się lekko od odpowiedzi na pytanie: jaki deser jest twoim ulubionym? Sympatyczny 8-latek odparł, że ze słodyczy lubi najbardziej schabowe i śledzie. Jego sprawa. Pewne jest to, że ja w tym felietonie odpowiem na to, czy Lechia Gdańsk jest w stanie ugrać coś więcej niż awans do europejskich pucharów?

Po ostatnich trzech porażkach wiara w zespół Piotra Nowaka drastycznie zmalała. Szczególnie po ostatniej. Twierdza Gdańsk upadła. Niezdobyta od 28 sierpnia ubiegłego roku (wówczas triumfowała Termalica Czesława Michniewicza), teraz musiała uznać wyższość rywali. Moim zdaniem, w meczu z Legią, biało-zieloni pokazali się z lepszej strony niż wojskowi, ale ekipa Jacka Magiery miała Michała Kucharczyka. Coś więcej dodawać? Nie? To jedziemy dalej.

Aby powrócić na wojenną zwycięską ścieżkę trzeba było wygrać z Zagłębiem. Zespół z Lubina, było nie było kandydat do grania w Lidze Europy, radzi sobie sobie poniżej oczekiwań. Porażka z Ruchem, czy Wisłą Płock to tylko przykłady wyników osiąganych przez miedziowych w tym roku. Mimo wszystko, podopieczni Piotra Stokowca zostają bezpośrednimi rywalami Lechii w walce o miejsca pucharowe. Po drugie, przy remisie Lecha, warto było zgarnąć trzy punkty. W takim wypadku Gdańszczanie zrównali by się z Kolejorzem punktami. 

W spotkaniu od początku swoje tempo narzuciła Lechia. Coraz lepiej na dawnej PGE Arenie radził sobie Rafał Wolski. On sam dograł piłkę w pole karne do Lukasa Haraslina, a ten, w iście szczypiorniakowym stylu (po koźle) podał wzdłuż linii bramkowej. W jej okolicach czyhał już na futbolówkę Marco Paixao i główką wpakował ją do siatki. Później spotkanie robiło się coraz bardziej wyrównane, aż wreszcie zaczęli przeważać Lubinianie. Poza paroma spalonymi (obronionymi przez Kuciaka), żadnych stuprocentówek w wykonaniu gości nie zobaczyliśmy. Dopiero pod koniec meczu do drgania serca doprowadził kibiców atomowy strzał Ariela Borysiuka. Szkoda, że wylądował na poprzeczce. Canal + miałoby co do reklamówek wmontowywać. Lechia ostatecznie, mimo nieporadności w ostatnich minutach, wygrała 1:0.

W obliczu zwycięstw Legii i Jagi, piłkarze z Trójmiasta zostali na czwartym miejscu. Do końca sezonu zasadniczego zostały już tylko 3 kolejki, a tabela podzieli się na grupę mistrzowską i spadkową, punkty zostaną podzielone przez dwa, więc walka o wszystko ruszy znów pełną parą. Taką dwa razy szybszą. Na razie, skoro wiemy, że Lechia u siebie radzi sobie o wiele lepiej, musi wywalczyć jak najwyższe miejsce po 30. kolejkach. Od tego jest uzależniona kwestia kto z kim zagra u siebie. 

W kolejnej serii gier przyjdzie czas na odwiedzenie Piasta w Gliwicach. Śląski zespół znajduje się tuż nad strefą spadkową. Później czas na wielkie derby Pomorza. Ważne z tego względu, iż nie tylko Lechia walczy o coś większego. Sytuacja Arki z tygodnia na tydzień staje się coraz gorsza i zespół Grzegorza Nicińskiego rzuci się jak kanibale na ofiary, w celu wywalczenia choćby jednego, ale cennego punktu, ważnego w kontekście walki o utrzymanie w Ekstraklasie.  Następnie znów wyjazd, tym razem z Pogonią. Wojewódzki sąsiad ostatnio wywalczył 3 punkty 13 lutego, więc też ma problemy.

No to czas na odpowiedź. Czy Lechia da radę? Dla mnie tak, ale tylko wtedy, gdy po podziale punktów, po staremu, okaże się super zespołem. Bo właśnie ostatnio tego brakuje. Jest wiele niezłych kopaczy. Rafał Wolski przeżywa drugą młodość piłkarskie odrodzenie w idealnym momencie, aby stać się liderem drużyny. Bracia Paixao powoli wracają do formy, a od następnej kolejki wróci z dyscyplinarnej absencji Sławek Peszko, niekiedy ciągnący kolegów w trudnych momentach. Brakuje tylko zgranego kolektywu. Ten kto oglądał pierwszą połowę meczu z Zagłębiem na jesień, wie o co mi chodzi.

Dawid Komorowski

Komentarze